Nie przegap najnowszych videoklipów!

26 października 2025

Amorphis - Borderland - recenzja

Fińska progresja w death metalu

Zespół Amorphis istnieje od ponad 30 lat. Nie będę udawał, że śledzę ich karierę od początku bo tak nie jest, ani że znam ich płyty. Fizycznie na nośniku mam w domu tylko jedną "Queen Of Time" z 2018 roku, kupioną gdzieś na wyprzedaży w Saturnie. Tak więc nie wiem czy jestem godzien oceniać ich najnowsze, piętnaste studyjne wydawnictwo zatytułowane "Borderland". Ale w sumie dlaczego nie, nie jestem zmuszony do żadnych porównań tylko mogę napisać o zwykłych wrażeniach jakie towarzyszą podczas słuchania tej płyty. A muszę przyznać, że sprawia mi to wiele przyjemności, szczególnie że w ostatnim czasie bardzo leżą mi kompozycje, w których czysty śpiew przeplata się z growlingiem, a przy tym jest to bardzo melodyjne. No a zespoły ze Skandynawii robią to po mistrzowsku. Na płycie każdy z utworów zaaranżowany jest w ten właśnie sposób, można uczynić z tego zarzut, bo są w sumie do siebie dość podobne, ale co jakiś czas znajdzie się jakieś odstępstwo, dzięki czemu nie sposób się nudzić. Takim numerem jest choćby drugi na płycie "Bones", który zaczyna się mocnym gitarowym riffem i growlem, a czystego śpiewu jest w nim najmniej. To od tej piosenki zaczęli swój występ supportując Arch Enemy. Drugim kawałkiem z tej płyty, który wtedy wybrzmiał było przebojowe (oczywiście w ramach gatunku) "Dancing Shadows". I trochę szkoda bo wszystkie piosenki, które ukazały się w serwisie YT przed wydaniem płyty, choćby pod postacią lyric video moim zdaniem też na to zasługiwały (ale rozumiem ograniczenia czasowe). Myślę tu "Fog to Fog" oraz "Light And Shadow", w których nastrój budują klawisze. Zresztą cała płyta dzięki nim nosi lekko progresywny charakter, jest w niej sporo przestrzeni i spokoju, ale jest też tak, że w jednej chwili dzięki mocnym riffom, growlingowi czy perkusyjnym blastom zespół żongluje emocjami słuchacza. Płyta utrzymana jest raczej w średnim tempie, a nawet jeśli wydaje się, że coś będzie balladą jak np "Tempest" to w momencie wejścia harshowego wokalu to pościelówą przestaje być. Podstawowa wersja płyty zawiera 10 piosenek, a utwór tytułowy umiejscowiony jest pod koniec, jest taką kwint esencją całej zawartości muzycznej. Wydaje mi się, że nie ma takiej przebojowości, ale to moze być kwestia osłuchania, bo nie zawsze jest tak, że kompozycje wchodzą do głowy od razu.. Ciekawie się robi również na wersjach albumu z dodatkowymi kompozycjami. "Weavers" jest moim zdaniem tak mocna jak "Bones", na dodatek ma ni stąd ni zowąd hammondowską solówkę, zaś taki "Rowan And The Cloud" wydaje się przez pierwszą minutę taką lekką piosenką, po czym wchodzi wiadomy wokal, aby przypomnieć nam z jaką kapelą mamy doczynienia. Myślę, że będę do tego albumu dość często wracał, a gliwicki koncert sprawi, że bardziej wnikliwie przyjrzę się wcześniejszym dokonaniom tego fińskiego zespołu. Tak na marginesie sprawdziłem i jestem dość zaskoczony - połowa tego sekstetu gra w zespole od samego początku, co przy takim starzu niezbyt często się zdarza.

Tracklist:

1. The Circle

2. Bones

3. Dancing Shadow

4. Fog To Fog

5. The Strange

6. Tempest

7. Light And Shadow

8. The Lantern

9. Borderland

10. Despair

Bonus tracks:

*Weavers

* War Band

* Rowan And The Cloud

 

kontakt@wojownicyiklasycy.pl

Website made in WebWave