Nie przegap najnowszych videoklipów!

26 listopada 2025

Electric Callboy w Krakowie - relacja

Supporty - Bury Tomorrow i Wargasm

To mój drugi tak spontaniczny wyjazd na koncert, gdzie bilet zakupiony został o 16:40, na imprezę rozpoczynającą się o 19:00.
Zwlekałem tak długo bo widziałem co się dzieje. Najwyraźniej organizatorzy byli zbyt dużymi optymistami jeśli chodzi o wypełnienie krakowskiej Areny bo na trybunach było sporo przestrzeni, a scena stała bliżej środka w porównaniu np. do tej jak dzień wcześniej grał tutaj Sabatom. Jestem przekonany, że to oni wrzucali bilety po okazyjnej cenie na platformę Alebilet aby wypełnić halę i mi się udało ustrzelić wejściówkę na płytę w "klubowej" cenie za 92 zł, gdzie Ci którzy kupowali o wiele wcześniej płacili 249 zł. I tak oto znalazłem się 23 listopada na koncercie Electric Callboy, Bury Tomorrow i Wargasm w krakowskiej Arenie.
I szczerze mówiąc gdyby mi przyszło zapłacić pełną kwotę byłbym bardzo niepocieszony. ale do rzeczy.
No właśnie co z tym metalcore'em. Bo właściwie każda z kapel była tego wieczoru przedstawicielem jakiegoś "core'a". No i niestety pierwsze dwa zespoły tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że ja tego nie lubię i nie znajduję żadnej przyjemności w słuchaniu tych pokręconych kawałków. Tak się zastanawiam, czy kiedyś do nich dorosnę, bo za death metalem też nie przepadałem, a teraz mi się odmieniło. Bo przynajmniej jest melodyjnie. Ktoś powie, że metalcore też ma swoje melodyjne części... no ale te pokręcone rytmy i pseudo złość zupełnie do mnie nie przemawiają. 
Na początek zagrał pochodzący z Wysp zespół Wargasm. Nic, kompletnie nic nie zapamiętałem z występu oprócz rycząco śpiewającego duetu damsko męskiego. To, że ktoś drze japę i wkłada w to całą swoją energię robiąc zamieszanie na scenie nie sprawi, że szczęka mi opadnie. To, że po chwili śpiewa czystym głosem to za mało, bo ani w tym fajnej melodii, ani jakieś porywającego refrenu. Na telebimach widniał napis "Angry songs for sad people", nie wiem jak to interpretować, bo muzyka powinna sprawiać radość, a nie być irytująca. Całe szczęście to było tylko pół godziny.
Druga kapela Bury Tomorrow - to też Brytyjczycy. Prawie z dwudziestoletnim stażem, z ośmioma albumami studyjnymi na koncie. I mimo, że jakieś pojęcie o muzyce mam są mi zupełnie obcy. Liczyłem choć w tym przypadku na pozytywne zaskoczenie i się przeliczyłem. W zespole są dwaj bracia, jeden z nich jest wokalistą ryczy jak zarzynana świnia (to już wolę w tej konwencji Gutalax, bo przynajmniej mogę się pośmiać), a drugi gra na basie. Jest też drugi wokalista śpiewający czystym głosem, ale on jednocześnie gra/programuje klawisze więc stał gdzieś z tyłu i swoją obecnością nie wprowadzał żywiołowości na scenie. Zagrali 45 minut, wykonali chyba 9 numerów, które nic a nic mi nie mówiły i niestety nawet nie powodowały u mnie kiwania głową. Mnóstwo breakdown'ów i pulsującego basu, taka sztuka dla sztuki, wymieszamy style (może nie tak bardzo jak ci pierwsi) i będzie fajnie. No ja się nudziłem strasznie i szczęka mi nie opadła, ale ludzie wokół bawili się całkiem żywiołowo.
Punkt o godz. 21 zgasły światła i na scenie jakoś niepostrzeżenie dla mnie pojawili się Electric Callboy (kiedyś nazywali się Eskimo Callboy, ale tak jak słowo Murzyn tak i Eskimos, w obecnych czasach poprawności są już passe). No i się zaczęło. Na pierwszy ogień utwory z ostatnich teledysków czyli "Tanzneid" oraz "Still Waiting". Ten drugi to nieprzypadkowy cover Sum41 bo obecnie perkusistą w EC jest był muzyk tego zespołu. I publika była już kupiona, słychać było dookoła, że teksty większość ma opanowane. Następnie "Tekkno Train" z album Tekkno, który okazał się przełomem w ich karierze. Zresztą z niego wybrzmiało aż 7 numerów. Następnie piosenki "Hypa Hypa" i "MC Thunder", które zapoczątkowały ten wariacko komediowy styl Callboy'ów. Chwilę później hit, dzięki któremu ja zwróciłem na nich uwagę "Pump It" - zagrali na takiej petardzie jak w teledysku. Totalne wariactwo. EC mogą wszystko i dlatego później poczuliśmy się jak na jakieś hard-stylowej imprezie. Nie rozróżniam gatunków, ale wjechało techno i choć ogólnie nie lubię, to tutaj zupełnie mi nie przeszkadzało. Następnie trzy hity w tym znów nowy, taki trochę horrorowaty "Revery". Po nich kolejny tego dnia medley - czyli przenosiny w czasy kiedy EC byli "poważnym" metalcore'owym bandem, na szczęście te czasy już minęły. Później zmiana nastroju i teoretycznie niespodzianka - bo część muzyków pojawiła się na nimi scenie przy reżyserce koncertu i akustycznie zagrała dwa numery w tym cover "Everytime We Touch", który swój koniec miał już na głównej scenie z wersji znanej z teledysku. Główną część występu zakończył "Elevator Operator", który pewnie również znajdzie się na nowej płycie zespołu. I czas na bisy, oczywiście zaplanowane, a nie jakieś tam spontaniczne, a wśród nich "Ratatata", gdzie na telebimach ujrzeliśmy i usłyszeliśmy Babymetal, później "Spaceman" i już na sam finisz utwór "We Gotta Move", którego klip przebił w ilościach wyświetleń Hypa Hypa. I to był koniec imprezy, muzycy przez ponad 1,5h świetnie się i nas bawili. Zdecydowanie wolę taki uśmiechnięty "core" niż tych gniewnych co byli przed nimi. Panowie przebierali się częściej niż niejedna gwiazdka pop, oprócz strojów oczywiście zakładali też peruki czy inne nakrycia głowy znane z teledysków. Electric Callboy zdecydowanie mają do siebie dystans i dzięki takim osobom świat jest o wiele bardziej kolorowy. Czy jeszcze się na nich wybiorę, nie wiem, jak nadarzy się taka okazja to czemu nie, bo po co przepłacać.
 
#koncerty #koncertywpolsce #koncerty2025 #koncert #muzykanażywo #livemusic #metalcore #electriccallboy #tauronarena #concerts 

Electric Callboy

Bury Tomorrow

Wargasm

kontakt@wojownicyiklasycy.pl

Website made in WebWave