Rod Stewart - relacja z koncertu w Tauron Arena w Krakowie
Jeszcze kilka dni temu zastanawiałem się czy będę w tym roku na jakimś koncercie halowym czy stadionowym.
Ceny biletów na wielkie gwiazdy są tak wygórowane, że mój rozsądek albo skąpstwo (bo inni bez problemu płacą kilkaset i więcej) mówią nie, ja nie zapłacę więcej niż 250-300… Stąd też raczej nie zobaczę np Stinga, Petera Gabriela, AC/DC czy Carlosa Santany. Myślałem, że tak samo będzie z Rodem Stewartem i jakież było moje zdziwienie jak okazało się, że na gdański koncert można było kupić wejściówki z drugiej ręki za ok. 90zł. Zastanawiałem się czy też tak będzie z Krakowem… i tak! Bilet zakupiłem w dniu koncertu o 17:15, za niecałe 115 zł na bardzo przyzwoite miejsce na wprost sceny i po pół godzinie po raz ósmy w tym roku pojechałem do Krakowa.
Roda Stewarta nigdy w życiu nie widziałem na żywo i to chyba już ostatnia szansa bo on ma już … 80 lat!!! A trasa nazywa się … One Last Time. Tak zastanawiałem się co z jego formą, ale zupełnie niepotrzebnie. Nie znikał tak często za sceną jak jego równolatek Ian Gillan z Deep Purple, tylko śpiewał, tańczył i świetnie się bawił. Nie było go tylko dwa razy kiedy się przebierał a w tym czasie towarzyszący mu zespół i wokalistki zagrali Lady Marmelade i Proud Mary. Czyli covery… których tego wieczoru nie brakowało… bo w sumie było ich 15! Bo nie wszyscy sobie zdają sprawę, że tak kojarzone z Rodem hity jak: Rhythm of My Heart, Some Guys Have All The Luck czy Sailing to nie jego utwory. Koncert w stylu Greatest Hits zaczął od swojej piosenki - Tonight I’m Yours. Nie zabrakło również Maggie May, Young Turks, Baby Jane czy Forever Young (to nie Alphaville). Przy coverach było tanecznie: It Takes Two, balladowo: First Cut Is The Deepest czy jazzująco: If You Don’t Know My By Now.
Na scenie było łącznie 14 osób, oprócz tradycyjnych muzyków sześć pań, które były wokalistkami albo grały na harfie, mandolinie czy wielkim bębnie kiedy to wybrzmiewały szkockie rytmy. Ponieważ Rod to fan piłki nożnej a w szczególności Celtic Glasgow i West Ham, dlatego tradycją jego koncertów jest rzucanie piłek do publiczności na pamiątkę. Działo się to podczas Do Ya Think I’m Sexy, podczas którego również zszedł do tłumu i przespacerował się przy pierwszym rzędzie. Pierwszych trzynaście piosenek zagrał jak w Gdańsku, później zamieszali kolejność i koncert zakończyli coverem Chucka Berry’ego Sweet Little Rock & Roller, którego nie było nad morzem, u nas zaś nie zagrali Downtown Train. Ale nie szkodzi - koncert trwał 1h45min, składał się z 24 numerów co jak na tak zacnego artystę - to miłe zaskoczenie. Bez fajerwerków czy dymów, ale oprawa i scena były bardzo ładne, dookoła telebimy, więc mimo iż siedziałem po przeciwnej stronie hali czyli dość daleko, to i tak widziałem wszystko co trzeba. Może trochę mogłoby być głośniej… ale ok to moje przyzwyczajenie z innego typu koncertów.
Poznałem Roda około 40 lat temu, miał taką fryzurę wtedy jak i teraz… czego ja nie mogę powiedzieć 🤣. Jak to możliwe?
Zazdroszczę mu witalności w tym wieku…
Cieszę się, że mogłem być uczestnikiem tego wydarzenia.







źródło: Setlist.fm